Trochę teorii
Główny Szlak Beskidzki, najdłuższy szlak turystyczny w Polsce. W moim przypadku rozpoczyna się w Ustroniu, ale równie dobrze można zacząć swoją przygodę w Wołosatym. Początek i start wybierasz dowolnie. W każdym wypadku szlak zaczyna się i kończy czerwoną kropką. Całość liczy między 496 a 519 kilometrów. Po drodze czeka Cię wizyta w Beskidzie Śląskim, Żywieckim, Gorcach, Beskidzie Sądeckim, Niskim oraz w Bieszczadach. Maszerując szlakiem, zaliczysz też kilka Koron Gór Polski – Radziejową, Turbacz oraz Babią Górę. Dla chętnych, na deser, Tarnica. To zaledwie 15 minut od czerwonego szlaku. Jeżeli polujesz na najwyższe szczyty, bez większego wysiłku możesz ją zdobyć.
Jak to się potoczyło?
Zacznę od końca. Trzy godziny przed metą w okolicy przełęczy Goprowskiej zjadłam obiad w towarzystwie pracownika Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Nie chciałam się spieszyć. Czułam się świetnie, miałam duży zapas czasu, rozmawiałam o wilkach z osobą, która bardzo dużo o nich wiedziała, było idealnie. Delektowałam się ostatnimi chwilami na GSB.
Ów człowiek na mecie pojawił się przede mną, mimo że nie mijaliśmy się na szlaku. Korzystając z sobie tylko znanych skrótów, dotarł do Wołosatego pierwszy. Zamiast podejść do kropki podeszłam do niego i mówię, że nie dam rady. Usłyszałam: „Zwariowałaś dziewczyno? Chodź, przecież skończyłaś, zrobiłaś to! Podejdziemy do kropki razem i zrobię Ci zdjęcie”. W dodatku scena była jak z filmu. Drogę przecinało nam stado hucułów zapędzanych do pobliskiej stadniny. Serio!
Stało się coś, co kiedyś wydawało mi się nieosiągalne, potem bardzo trudne, a skończyło się zdecydowanie za szybko i przyszło tak łatwo. Przeszłam Główny Szlak Beskidzki!
Nie ma co ukrywać, mam w życiu wielkiego farta. Do ludzi, pogody, przygód, które mnie spotykają. Przez trzy tygodnie nie zmokłam ani razu. Spadło na mnie dosłownie kilka kropli deszczu. Nie chciało się sięgać po kurtkę do plecaka. Do tej pory nie wiem też, jak wygląda moja peleryna przeciwdeszczowa. Czasem padało, jednak zawsze wtedy byłam już pod dachem. No dobra, raz dopadła mnie burza. Tylko że ta burza to był wysadzany kamieniołom. W lesie brzmiało jak tajfun. Chwilę grozy przeżyłam, a jak!
-
Plakat ADVENTURE 50×70 cm | Limitowana kolekcja99.00 zł
-
Kubek emaliowany59.00 zł
-
Pakiet skarpetek spełniających marzenia – 3 pary109.00 zł
W liczbach wygląda to tak:
- 4 kleszcze.
- 3 gleby, a każda zasługuje na Oscara.
- 4 pęcherze, ale zmiana butów załatwiła sprawę.
- 542 km i 700 metrów w 20 dni (całe GSB), tutaj wliczają się też kilometry extra.*
- 564 km i 700 metrów w 21 dni (bo zaoszczędzony dzień trzeba dobrze wykorzystać).
- 15 km spływu Dunajcem w Pieninach (w nagrodę ode mnie dla mnie za 200 km).
- Ok. 22 km przewyższeń – uwielbiam je (z wyjątkiem Czantorii i Koziego Żebra).
- Niezliczona ilość schabowych, pierogów, szarlotek i odrobina grzanego piwa.
*Extra kilometry: nikt nie potrafi zgubić się tak jak ja
*Czasem musiałam gdzieś podejść dodatkowo (sklep, kwatera, chciało mi się jeszcze iść)
Kryzys
Największy kryzys miałam pierwszego dnia. Serio. Dotarłam do PTTK Stożek na 15 minut przed deszczem i pomyślałam, że nie dam rady iść przez tyle dni. To nie dla mnie. Nie chodziło o kondycję, ale o strach i brak wiary w siebie. A jednak następnego dnia wstało piękne słońce i totalnie rozwaliła mnie przyroda. Było tak pięknie… Pomyślałam wtedy, że nie będę planować trzech tygodni do przodu. Celem jest dzień, który trwa, chwila, w której jestem. I to otworzyło mnie na tę podróż… potem już było z górki (no prawie) :P.
Spotkania
Gdybym miała pisać o każdej spotkanej osobie, rozmowie – ta opowieść miałaby z tysiąc stron. Krótko – górskie świrki bez wyjątku są wspaniałe, zatem każde spotkanie zostawiło we mnie coś, co zabrałam ze sobą, aż do Warszawy i pewnie na wiele życia. Czasem to były naprawdę niezwykłe i inspirujące dyskusje. Były też dni, które w całości spędzałam sama. Tych bałam się najbardziej przed wyprawą. Tak naprawdę okazały się wspaniałe. Miałam czas, żeby pogadać ze sobą. Szczerze? Myślę, że każdy przynajmniej raz w życiu powinien zrobić sobie takie SPA dla duszy, głowy i serca.
Dzień po dniu:
W zasadzie od początku miałam rozplanowany każdy dzień i zrobioną rezerwację noclegu. Każdą podróż zaczynam od Excela i mam ją zawsze zaplanowaną w detalach. Tym razem jednak okazało się to mało praktyczne. Nie, żeby Excel i planowanie było złe (jest wspaniałe), ale warto wziąć pod uwagę, że pogoda i siły mogą nas zatrzymać lub sprawić, że będziemy chcieli iść dalej. Wtedy rezerwacja może nas przyblokować. W trakcie podróży dokonałam kilku modyfikacji. Założyłam wędrówkę na 21 dni, ale kondycyjnie mogłam pozwolić sobie na więcej. Bywały dni tak przyjemne, że odwoływałam rezerwacje i szłam dalej.
Poniżej przedstawiam info o pokonanych odcinkach: dzień wyprawy, pasmo górskie, skąd ruszałam, ilość km + sugestię od siebie dla przyszłych GSB-owiczów. Przewyższenia omijam, średnia na dzień przy 20 dniach to ok. 1100 metrów
- Dzień 1: Beskid Śląski, Ustroń 23,58 km
- Dzień 2: Beskid Śląski, PTTK Stożek 15,88 km*
- Dzień 3: Beskid Śląski/ Żywiecki, PTTK Przysłop pod Baranią Górą, 29,46 km
- Dzień 4: Beskid Żywiecki, Stacja Turystyczna PTTK Słowianka, 15,39 km**
- Dzień 5: Beskid Żywiecki, Schronisko Hala Miziowa, 30,47 km***
- Dzień 6: Beskid Żywiecki, PTTK Markowe Szczawiny, 17,68 km****
- Dzień 7: Beskid Żywiecki/ Gorce, Schronisko na Hali Krupowej, 38,75 km
- Dzień 8: Gorce, Skawa, 38,09 km
- Dzień 9: Gorce, Studzionki, 20,67 km
- Dzień 10: Gorce/ Beskid Sądecki, Krościenko nad Dunajcem, 29,67 km
- Dzień 11: Beskid Sądecki, Rytro, 32,66 km
- Dzień 12: Beskid Sądecki/ Beskid Niski, Krynica-Zdrój, 25,58 km
- Dzień 13: Beskid Niski, Hańczowa, 27,47 km
- Dzień 14: Beskid Niski, Bartne, 24,06 km
- Dzień 15: Beskid Niski, Kąty, 37 km
- Dzień 16: Beskid Niski, Iwonicz-Zdrój, 18,82 km *****
- Dzień 17: Beskid Niski, Puławy Górne, 27,94 km
- Dzień 18: Beskid Niski/Bieszczady, Komańcza, 23,87 km
- Dzień 19: Bieszczady, Cisna, 33,88 km
- Dzień 20: Bieszczady, Brzegi Górne – Wołosate, 31,79 km
*, **, ****, ***** zdecydowanie za krótkie odcinki
*** tutaj jest mniej km, ale zasłuchałam się w książkę i odleciałam w nieco innym kierunku, robiąc dzięki temu ponad 2 tys. przewyższenia jednego dnia . Za to schaboszczaka z PTTK Markowe Szczawiny czułam już 500 metrów przed schroniskiem!
Co było najlepsze:
- chyba jeszcze nigdy nie byłam tak głodna, a jedzenie tak smaczne;
- kiełbasa z piętką chleba zjedzona w rowie przed Iwoniczem;
- kiełbasa w ogóle, o rany, ale mi smakowała;
- drożdżówka o smaku raju w Rytrze;
- beza niespodzianka od Anity i Pawła, które czekała na mnie w Skawie – nigdy Wam tego nie zapomnę (ja i mój szczęśliwy do granic możliwości brzuszek)!
- Chwile, gdy słuchałam muzyki i leżałam sobie gdzieś w lesie na powalonym drzewie;
- drzemki na łąkach z widokiem na Tatry, na których „marnowałam” czas;
- negocjacje z mrówkami, gdy nieopatrznie usiadłam na mrowisku – dogadałyśmy się, zostawiły mnie w spokoju, a ja nie musiałam się przenosić, bo szczerze to nie miałam siły wstać;
- tańczenie i śpiewanie, kiedy tylko i gdzie tylko mi się chciało;
- kawa na Babiej Górze z widokiem tęczę;
- zmęczenie, sprawiało, że czułam się przepełniona szczęściem po brzegi (to dosłownie jak katharsis);
- obie nogi w błocie do połowy łydek w Beskidzie Niskim;
- widok soczystej zieleni na połoninach;
- wilk, mój wymarzony i wyczekany wilk, który wylazł ze strumienia znienacka i spojrzał mi na kilka sekund w oczy;
- adidasy, jak dobrze, że je zabrałam, dzięki nim problem z pęcherzami i odciskami mnie ominął;
- kilka książek, przede wszystkim „Czuła Przewodniczka”;
- każdy kilometr czerwonego szlaku, każdy!
- Poranna rosa na łące w upalne dni, idealne orzeźwienie;
- salamandry, przy okazji ciekawostka.
Ciekawostka o salamandrach
Jeżeli kiedyś uznasz, że masz w życiu ciężko, pomyśl o salamandrze. Samica musi złożyć jaja w potoku, ale niestety, jako jedna z niewielu przedstawicielek płazów, nie potrafi pływać.
Czy było ciężko?
Warunki pogodowe sprzyjały, chociaż upał momentami dawał w kość, wysysając resztki energii. Nie było ciężko. Poprzedziłam to rokiem pracy, diety, treningów i wyrzeczeń. Prawdę mówiąc, myślę, że powinnam skończyć ten szlak w jakieś 18 dni w zupełnym komforcie, ale miałam rezerwacje noclegów i opłacone zaliczki, co mnie stopowało. Ostatecznie z 21 urwałam 1 dzień. Poza tym szczerze? Nie ma co się spieszyć, przynajmniej za pierwszym razem.
Generalnie szlak jest dla wszystkich, trzeba się trochę napocić. Lepiej zadbać o kondycję przed, ale można i warto! Najważniejsze: dbać o stopy, lekki plecak i otworzyć się na to całym sercem.
Czy iść charytatywnie?
Od początku chciałam nadać tej drodze jakiś większy sens, ale miesiąc przed wyprawą to była prawdziwa jazda bez trzymanki. Praca, dzieci, projekt 1000 Plecaków dla Ukrainy, popołudniowo-wieczorne pakowanie wyprawek dla dzieci, szukanie partnerów i sponsorów… ograniczone do minimum treningi wepchnięte w grafik, pakowanie się do wyprawy, domykanie spraw zawodowych.
Na swoją wyprawę otrzymałam stypendium z projektu Dream&Do na spełnianie marzeń od Katalogu Marzeń, dlatego postanowiłam, że pieniądze z tego funduszu zostaną przekazane na pomoc Ukrainie. I tak też się stało. Dziękuję Katalogowi Marzeń za zaufanie, za wsparcie, za możliwość zrobienia czegoś dobrego dla innych w tak przyjemny sposób!
-
Kubek emaliowany59.00 zł
-
Skarpetki Spełniające Marzenia
różowo-pomarańczowe39.00 zł -
Skarpetki Spełniające Marzenia
czarno-białe39.00 zł
Katalog Marzeń i marzeń spełnianie
Swoją drogą – Katalogu Marzeń, jakie ja mam szczęście tu pracować. Wspieraliście moje marzenia finansowo, przekazując stypendium na marzenia. Nie znam lepszej firmy!
A czy to wszystko? Przychodzę na dworzec kolejowy — dzień 0 wyprawy. Na miejscu czeka najlepszy team ever z balonami, banerami i Kinder Bueno (moja słabość). I Ty, Żelciu, mój mały krasnalku! Naprawdę się tym wzruszyłam! Dziękuję! Jeszcze w pociągu czytałam Wasze listy. Podróżowały ze mną ze mną całe 564 km!
Każdego dnia dostawałam wiadomość od innego członka zespołu. Czasem telefon, czasem piosenkę, czasem złota myśl, czasem bezę (kocham) i raz focha, że skróciłam wyprawę o 1 dzień, a była Twoja kolej na sms-a Aśka (przepraszam, odrobię wyjazdem w Biesy). Dzięki Wam motywacji mi nie zabrakło! A na koniec przyszedł do mnie film, na którym Wasze uśmiechnięte buzie gratulują przebytej drogi! Jesteście niemożliwi! Nie wiem, czy kiedyś się odwdzięczę za to. Aaaa i Madzia, Twoje kombo każdego dnia. Doceniam info o leniwcach (sztos). Od Madzi dostawałam codziennie ciekawostkę o świecie, piękne zdjęcie widoków, piękne zdjęcie jej psiaczka oraz suchara!
Moje ulubione miejsca:
- Barania Góra i cała droga do Hali Radziechowskiej.
- Panoramy ze schronisk na Rysiance i Hali Miziowej (obowiązkowo na noc).
- Widok z polany przy schronisku Przysłop.
- Całe Gorce, kocham!
- Widoki ze schroniska na Hali Krupowej (polecam zostać na noc).
- Zaskoczenie, całe Bieszczady od Smereka do czerwonej kropki.
- Podejście na Radziejową z widokiem na Tatry.
- Rabka Zdrój, wrócę do Ciebie.
Kasa
Ile kosztuje GSB? To chyba najtrudniejsze pytanie. Można spać na dziko, gotować samemu. Od początku założyłam, że śpię w schroniskach i kwaterach. A jedzenie? Tak, jak gotować nie lubię, tak na jedzeniu znam się jak mało kto! No i to chyba była najdroższa część wyprawy – wyżywić Natalię. Apetyt miałam wilczy!
Dla tych, którzy nastawiają się na samodzielnie gotowanie, albo nie chcą nosić dużo w plecaku: jest dosłownie 1 lub 2 odcinki, gdzie zapas jedzenia trzeba zaplanować na 2-3 dni do przodu. W większości zawsze znajdziesz sklep na trasie i spokojnie kupisz coś do jedzenia.
Mój budżet:
Noclegi (21 noclegów), koszt ok. 2 000 PLN.
Jedzenie: ok. 100-120 PLN/ dzień, przy czym zawsze jadłam wypasiony obiad i tonę słodyczy.
Sprzęt – czyli co zabrałam ze sobą
- Mapy + korzystałam z nawigacji w zegarku.
- Powerbank + ładowarka do telefonu.
- Czołówka – nie korzystałam.
- Śpiwór.
- Karimata – odesłałam po tygodniu.
- Kurtka + peleryna przeciwdeszczowa.
- Polar.
- 2 podkoszulki.
- Bielizna.
- Apteczka.
- Kijki trekkingowe.
- Szampon z odżywką w kotce, który był żelem pod prysznic, szamponem i proszkiem do prania.
- Miska silikonowa.
- Jedzenie: batony, wstrętne tubki.
- Stuptuty – nie używałam, ale polecam na deszczowe dni w Beskidzie Niskim.
- Rękawiczki.
- Ręcznik.
- Pasta do zębów + szczoteczka.
- Adidasy.
- Worki strunowe – przechowywałam w nich swoje rzeczy.
- Książeczka PTTK.
- Karta do bankomatu + gotówka.
- Sztyft do ust.
- Gaz łzawiący.
- Scyzoryk.
- Worki na śmieci.
- Elektryczna suszarka do butów – nie używałam.
- Zestaw do rozpalania ogniska (zawsze go mam ze sobą, ale można żyć bez).
- Butla gazowa i kartusz (często jadłam zupki chińskie i piłam kawusię).
Razem bez jedzenia to waga 10 kg.
Do tego ze sobą zawsze 2,5 l wody oraz jedzenie.
Całkowita waga plecaka to ok. 13 -14 kg.
Co zrobiłabym inaczej?
Nie będę planować noclegów w przód. Miałam dni, gdy nogi same mnie niosły, a blokował nocleg zarezerwowany wcześniej. Niechętnie to przyznaję jako Monica Geller wyjazdów, ale tym razem plan Excel nie zadziałał dobrze. No i nie przespałabym wschodu słońca w Stożku, a także ciepłej wody w tym schronisku, która jest od 18:00 do wyczerpania zapasów.
Mąż
Bez tego człowieka to poszłabym co najwyżej po bułki do sklepu. Człowiek ze stali, moje największe oparcie życiowe, opoka, przyjaciel. Jak Ty mnie znosisz tyle lat? Nie wiem! Ja się tyle razy ze sobą pokłóciłam w tej drodze! Dziękuję, że zawsze mówisz “idź”, szanujesz moją potrzebę wolności i, że gdy na dzień przed wyjazdem wtulona w Ciebie mówię: „wiesz co, ja to chyba już nie lubię chodzić po górach”, odpowiadasz: „nie gadaj głupot, pękasz teraz, a przecież wiadomo, że nawet jakbyś miała ryczeć całe 500 km z wyczerpania i tak to zrobisz od a do z, bo drugiej takiej zawziętej osoby na świecie nie ma”.
Podziękowania
Dobrych duszków na tej wyprawie było dużo więcej. Nie będę wymieniać ze strachu, że kogoś pominę. Dziękuję za alerty burzowe, za podwózkę do Nowego Żmigrodu, za dobre słowa, którymi się ze mną dzieliliście w trakcie drogi, za trzymanie kciuków. To wielka odpowiedzialność usłyszeć, że jest się dla kogoś inspiracją. Z drugiej strony – inspirujcie się. GSB to kosmos! Trzeba tam polecieć!
Dziękuję sponsorom mojej wyprawy: Katalog Marzeń, Yasumi Polska – jesteście najlepsi!
Co dalej?
Gdy tak człowiek idzie, ma sporo czasu na myślenie. Przychodzą mu do głowy różne rzeczy. Ułożyłam sobie taki plan:
- 2022 GSŚ, zamierzam pokonać ten szlak jeszcze raz w 2 dni (95 km);
- 2022/2023 Korona Gór Polski (28 szczytów) – jestem już oficjalnie zarejestrowana do Zdobywców Korony Gór Polski;
- 2023 Główny Szlak Sudecki, niestety tylko 440 km :P;
- 2024 lub 2025 GSS + GSB (combo obu szlaków);
- A potem… mam takie jedno wielkie marzenie, ale na razie jestem za cienka!
GSB (polecajki i takie coś, co czuje, że muszę wspomnieć)
- Apteczka na szlaku, nie wszystkich poznałam osobiście, czasem ktoś śledził moją wyprawę w internetach i od słowa do słowa zawiązywały się znajomości. Tak było z Danielem. Bez krwawych szczegółów, ale wiadomo – Polak mądry po szkodzie… Daniel postanowił, że apteczki z podstawowym wyposażeniem powinny się znaleźć w schroniskach oraz na szlakach. Plan realizuje konsekwentnie. Bardzo mu w tym kibicuję. Więcej o akcji znajdzie na fapnage’u akcji (warto wspierać) – każdy z nas może potrzebować tej apteczki kiedyś.
- Hańczowa 28, tutaj nie znajdziecie noclegu na kieszeń GSB-owicza, zresztą sam gospodarz zniechęca do tego. Ale wiecie co? Rozbił namioty, które czekają całe lato na gości maszerujących czerwonym szlakiem. Najważniejsze dla mnie – jak ten człowiek gotuje?! A tak, że dwie osoby zakończyły u niego swoją wyprawę do Wołosatego, zamieniając ją w tygodniową podróż kulinarną z opcją spędzaniu czasu na werandzie z widokiem na boski zachód słońca. Całe miejsce utrzymane jest w klimacie włoskim, gospodarze niezwykle uprzejmi. Chętnie wrócę tam kiedyś po prostu na wakacje, żeby znów poleżeć w hamaku! Dziękuję Wam za gościnność, namiot, tosty, schabowego, cytrynówkę. I nawet tego pomidora na ciepło, którego normalnie bym nie ruszyła
- Agroturystyka Aniela w Brzegach Górnych, to jest moje odkrycie (dzięki Zbyszek za polecenie). Na parkingu w Brzegach, na którym byłam milion razy (między wejściem na połoninę Wetlińska i Caryńską), 200 metrów dalej stoi dom. Mieszka tam Pani Aniela, od 47 lat. To jedyny dom w tej wiosce, w dodatku kiedyś bez prądu. Pani Aniela jest cała bieszczadzka, jej dom leży przy strumieniu, w pięknym miejscu. Naprawdę polecam! Zna każdego zakapiora dziesiątki lat wstecz i poza jedzeniem uraczy was wieloma legendami. Tam trzeba być!
Komentarze do artykułu (0): "Główny Szlak Beskidzki. Co warto wiedzieć o GSB?"